piątek, 19 lutego 2016

ROZDZIAŁ 1

(Witam! Dziś mam dla Was I rozdział mojego na moim blogu. Mam nadzieję,że wam się spodoba i że będziecie chcieli więcej tekstu.)


Cześć mam na imię Giny i mam 16 lat. Od roku mieszkam sama. Mojego domu strzeże mój zaufany pies obronny Karlik . Jest to nawiedzony dom codziennie w nim straszą dziwne potwory, czasem ktoś chodzi po domu albo odzywają się dziwne głosy.

Dzisiaj jest piątek, piątek 13 godzina 22.00. Stałam w moim białym pokoju na środku czerwono-czarnego dywanu . Miałam zapaloną tylko jedną małą żółtą lampkę, która stała na biurku pod oknem. Stałam zaniepokojona i przestraszona a oczy miałam całe we łzach. Bardzo nie lubię gdy mój pies szczeka. Gdy przestał ujadać  postanowiłam udać się na odpoczynek. Nagle coś zaczęło pukać w zalaną deszczem szybkę, spojrzałam w okno. Moja zielona zasłona była lekko odsunięta, więc powili się zbliżyłam żeby zobaczyć czy coś złego się nie dzieje. W jednej chwili zastygłam bez ruchu. W oknie widziałam czerwone przekrwione oko wilkołaka. Twarz miał trupio-bladą po której spływały krople ludzkiej  krwi , w ustach trzymał urwaną i obdartą ze skóry rękę dziecka na której było widać wszystkie mięśnie i żyły. Byłam przerażona. W jednej chwili wampir upuścił rękę, podskoczył i wytłukł szybę w moim pokoju. Upadłam na ziemię przywalona ciężarem ciała wilkołaka. Wilkor rzucił się na mnie i próbował wyssać mi krew swoimi białymi zębami aby miał więcej siły, bo noc była jeszcze bardzo długa. Walczyłam z nim zaciekle licząc na cud, że uda mi się przeżyć. Nagle usłyszałam wielki huk  a z nieba uderzył piorun zsyłając na ziemie przystojnego  i dostojnego Dawea. Był to mężczyzna z czarnymi krótkimi a zarazem kręconymi  włosami i zielono-niebieskimi oczami. Posiadał on  zbroję odporną na kły potwora. Skoczył i swoją silną ręką odciągną go ode mnie, następnie zaczął się z nim szarpać  przecinając nożem twarz wilkołakowi. Potwór upadł o on chwycił moją rękę i na swoim fruwającym czarnym motorze zabrał mnie do jakiegoś dziwnego domu w krainie potworów. Długo nie mogłam dojść do siebie. Dawe pokazał mi mój pokoik, był on ślicznego żółtego koloru następnie przyniósł mi kolację i powiedział żebym odpoczęła i niczym się nie martwiła, bo jestem bezpieczna. Wyszłam na korytarz żeby pobyć trochę sama i zaczerpnąć świeżego powietrza, nagle na drodze stanęła mi zakapturzona postać. Była to śmierć. Miała na sobie ciemno szarą pelerynę a w ręku trzymała kosę . Czuła się oszukana i wściekła, że ja jeszcze żyję, nie dała jednak za wygraną. Oznajmiła że należy mi się nagroda za przechytrzenie śmierci. Gdy miałam już mówić życzenie… wtedy Dawe staną koło mnie a ja poczułam koło siebie postać wyższą, silniejszą i majestatyczną, że aż brakło mi słów. Swoim błyszczącym sztyletem ugodził śmierć a ona rozpłynęła się w powietrzu i jako wielki czarny kruk uciekła przez okrągłe wąskie okno. A on powiedział ,, Idź do swojego pokoju i odpoczywać, dużo dzisiaj przeszłaś’’. Za jego radą udałam się na spoczynek. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli (kto to właściwie jest? Gdzie mnie zabrał? Co to był za wilkor? Co się z nim stało?) jednak udało mi się zasnąć. Był piękny słoneczny ranek a ptaszki śpiewały za oknem pomyślałam w tedy że nic złego mi się więcej złego nie przydarzy, jednak myliłam się. Zeszłam na śniadanie. Przy pysznym śniadanku składającym się z tostów z rozpływającym się serem na wierzchu  poprosiłam Dawea aby odwiózł mnie do domu. Niechętnie się zgodził kończąc swojego ostatniego tosta. Przez całe jedzenie bardzo dziwnie się na mnie patrzyła aż w końcu powiedział:
-pięknie wyglądasz…
Oderwałam się od jedzenia i zaniemówiłam , po chwili jednak wyksztusiłam z siebie parę słów:

-dziękuję ci za uratowanie wczoraj mojego życia gdyby nie ty…

-daj spokój .-uśmiechnął się a ja poczułam się zawstydzona 
-ale…
-przestań nie ma o czym mówić.
Popatrzył na mnie w taki sposób jakby chciał jeszcze dokończyć swoją pierwszą myśl ale odpuścił. Po  śniadaniu czarnowłosy chłopak postanowił że jednak odstawi mnie na miejsce. Gdy już dotarliśmy powiedział mi kilka miłych słów, przytulił mnie mocno i kazał mi na siebie uważać. Odjeżdżając jeszcze parę razy popatrzył na mnie z łzami w oczach, było mi bardzo smutno że odjeżdża. Włożyłam ręce do kieszeni i powoli zaczęłam się udawać do domu wtem zatrzymałam się i wyciągnęłam z kieszeni kartkę i dziwny gwizdek. Na różowej  kartce było napisane:,, kiedy będziesz mnie potrzebowała to po prostu zagwiżdż trzy razy. Przylecę po ciebie. Dawe.’’ Odetchnęłam z ulgą, że  nie jestem sama i mogę na kogoś liczyć. Byłam już w domu ale na wszelki wypadek wzięłam ze sobą nóż i poszłam do pokoju. Wystraszyłam się bo na podłodze leżał młodzieniec. Był nieprzytomny i cały w siniakach, na sobie miał czarną koszulkę i dresowe szare spodnie. Spojrzałam na jego twarz i spostrzegłam ranę od noża taką samą jaką wczoraj Dawe zadał wilkołakowi. Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Poszłam do kuchni i nalałam do wiaderka trochę zimnej wody. Oblałam go. Po chwili chłopak wstał i speszony powiedział
-gdzie ja jestem?
-w moim domu.
-co się stało?
-napadłeś na mnie wczoraj, chciałeś mnie zabić!-odparłam ze złością w głosie
-przepraszam ale wczoraj nie byłem sobą…
-właśnie wiem- odpowiedziałam
-jestem Mike…a ty?



-Giny.

- ała czemu mnie tak boli twarz?
-masz na niej  głęboką i dużą ranę od noża. Zaczekaj chwilkę zaraz ją opatrzę. 
Byłam nieufna co do niego ale postanowiłam mu pomóc bo przecież to był tylko chłopak którego opętały złe demony więc przyniosłam  spirytus i bandaż. Powoli przecierałam mu ranę patrząc mu prosto w oczy zobaczyłam czułego i wrażliwego niebieskookiego bruneta. Nie byłam w stanie uwierzyć że taki wrażliwy chłopak mógł zrobić coś tak strasznego i podłego.
-Ok. skończyłam.
-dziękuję ci bardzo, myślałem że po tym co ci wczoraj zrobiłem… no wiesz napadłem na ciebie nie będziesz chciała ze mną rozmawiać ani nawet mi pomóc…
-przestań… to tylko drobiask. Aaa dlaczego w ogóle na mnie wczoraj napadłeś? Co się wydarzyło tamtej nocy z tobą
-dobrze że cię wczoraj nie ugryzłem..-powiedział spuszczając głowę w dół 
-Czemu..?
Nagle wybiła godzina 8.00. w jednej chwili Mike popatrzył mi czule w oczy a jego źrenice zrobiły się tak wąskie jak cieniutka kreseczka. W mgnieniu oka uciekł a ja nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać… 

Kolejnego dnia w nocy tym razem o godzinie 23.00 zobaczyłam czerwoną górę światła w oknie w kształcie człowieka. To znowu był on i… (ciąg dalszy nastąpi, jeśli ci się podobało napisz kom. Lub lajknij)

*Rose

środa, 17 lutego 2016

                                          Hejka! 

Właśnie w tym momencie, tu i teraz, specjalnie dla was startuje z moim blogiem ,,Kiss of death". Znajdziecie tutaj różne historie o wampirach, wilkołakach lub zombi w których występują też zwyczajni ludzie... Tak więc nie przedłużając ZACZYNAMY!
                                  * Rose.