ROZDZIAŁ 1
(Witam! Dziś mam dla Was I rozdział mojego na moim blogu. Mam nadzieję,że wam się spodoba i że będziecie chcieli więcej tekstu.)
Cześć mam na imię Giny i mam 16 lat. Od roku mieszkam sama. Mojego domu strzeże
mój zaufany pies obronny Karlik . Jest to nawiedzony dom codziennie w nim
straszą dziwne potwory, czasem ktoś chodzi po domu albo odzywają się dziwne
głosy.
Dzisiaj jest piątek, piątek 13 godzina 22.00. Stałam w moim białym pokoju na
środku czerwono-czarnego dywanu . Miałam zapaloną tylko jedną małą żółtą lampkę,
która stała na biurku pod oknem. Stałam zaniepokojona i przestraszona a oczy
miałam całe we łzach. Bardzo nie lubię gdy mój pies szczeka. Gdy przestał
ujadać postanowiłam udać się na
odpoczynek. Nagle coś zaczęło pukać w zalaną deszczem szybkę, spojrzałam w okno.
Moja zielona zasłona była lekko odsunięta, więc powili się zbliżyłam żeby
zobaczyć czy coś złego się nie dzieje. W jednej chwili zastygłam bez ruchu. W
oknie widziałam czerwone przekrwione oko wilkołaka. Twarz miał trupio-bladą po
której spływały krople ludzkiej krwi , w
ustach trzymał urwaną i obdartą ze skóry rękę dziecka na której było widać wszystkie
mięśnie i żyły. Byłam przerażona. W jednej chwili wampir upuścił rękę, podskoczył
i wytłukł szybę w moim pokoju. Upadłam na ziemię przywalona ciężarem ciała
wilkołaka. Wilkor rzucił się na mnie i próbował wyssać mi krew swoimi białymi
zębami aby miał więcej siły, bo noc była jeszcze bardzo długa. Walczyłam z nim
zaciekle licząc na cud, że uda mi się przeżyć. Nagle usłyszałam wielki huk a z nieba uderzył piorun zsyłając na ziemie
przystojnego i dostojnego Dawea. Był to
mężczyzna z czarnymi krótkimi a zarazem kręconymi włosami i zielono-niebieskimi oczami.
Posiadał on zbroję odporną na kły
potwora. Skoczył i swoją silną ręką odciągną go ode mnie, następnie zaczął się
z nim szarpać przecinając nożem twarz
wilkołakowi. Potwór upadł o on chwycił moją rękę i na swoim fruwającym czarnym
motorze zabrał mnie do jakiegoś dziwnego domu w krainie potworów. Długo nie
mogłam dojść do siebie. Dawe pokazał mi mój pokoik, był on ślicznego żółtego
koloru następnie przyniósł mi kolację i powiedział żebym odpoczęła i niczym się
nie martwiła, bo jestem bezpieczna. Wyszłam na korytarz żeby pobyć trochę sama i
zaczerpnąć świeżego powietrza, nagle na drodze stanęła mi zakapturzona postać.
Była to śmierć. Miała na sobie ciemno szarą pelerynę a w ręku trzymała kosę .
Czuła się oszukana i wściekła, że ja jeszcze żyję, nie dała jednak za wygraną.
Oznajmiła że należy mi się nagroda za przechytrzenie śmierci. Gdy miałam już
mówić życzenie… wtedy Dawe staną koło mnie a ja poczułam koło siebie postać
wyższą, silniejszą i majestatyczną, że aż brakło mi słów. Swoim błyszczącym
sztyletem ugodził śmierć a ona rozpłynęła się w powietrzu i jako wielki czarny
kruk uciekła przez okrągłe wąskie okno. A on powiedział ,, Idź do swojego
pokoju i odpoczywać, dużo dzisiaj przeszłaś’’. Za jego radą udałam się na
spoczynek. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli (kto to właściwie jest? Gdzie
mnie zabrał? Co to był za wilkor? Co się z nim stało?) jednak udało mi się
zasnąć. Był piękny słoneczny ranek a ptaszki śpiewały za oknem pomyślałam w
tedy że nic złego mi się więcej złego nie przydarzy, jednak myliłam się. Zeszłam
na śniadanie. Przy pysznym śniadanku składającym się z tostów z rozpływającym
się serem na wierzchu poprosiłam Dawea
aby odwiózł mnie do domu. Niechętnie się zgodził kończąc swojego ostatniego
tosta. Przez całe jedzenie bardzo dziwnie się na mnie patrzyła aż w końcu
powiedział:
-pięknie wyglądasz…
Oderwałam się od jedzenia i zaniemówiłam , po chwili jednak wyksztusiłam z
siebie parę słów:
-dziękuję
ci za uratowanie wczoraj mojego życia gdyby nie ty…
-daj spokój .-uśmiechnął się a ja poczułam się zawstydzona
-ale…
-przestań nie ma o czym mówić.
Popatrzył na mnie w taki sposób jakby chciał jeszcze dokończyć swoją pierwszą
myśl ale odpuścił. Po śniadaniu czarnowłosy
chłopak postanowił że jednak odstawi mnie na miejsce. Gdy już dotarliśmy powiedział
mi kilka miłych słów, przytulił mnie mocno i kazał mi na siebie uważać.
Odjeżdżając jeszcze parę razy popatrzył na mnie z łzami w oczach, było mi
bardzo smutno że odjeżdża. Włożyłam ręce do kieszeni i powoli zaczęłam się
udawać do domu wtem zatrzymałam się i wyciągnęłam z kieszeni kartkę i dziwny gwizdek.
Na różowej kartce było napisane:,, kiedy
będziesz mnie potrzebowała to po prostu zagwiżdż trzy razy. Przylecę po ciebie.
Dawe.’’ Odetchnęłam z ulgą, że nie
jestem sama i mogę na kogoś liczyć. Byłam już w domu ale na wszelki wypadek
wzięłam ze sobą nóż i poszłam do pokoju. Wystraszyłam się bo na podłodze leżał
młodzieniec. Był nieprzytomny i cały w siniakach, na sobie miał czarną koszulkę
i dresowe szare spodnie. Spojrzałam na jego twarz i spostrzegłam ranę od noża
taką samą jaką wczoraj Dawe zadał wilkołakowi. Nie byłam w stanie w to uwierzyć.
Poszłam do kuchni i nalałam do wiaderka trochę zimnej wody. Oblałam go. Po
chwili chłopak wstał i speszony powiedział
-gdzie ja jestem?
-w moim domu.
-co się stało?
-napadłeś na mnie wczoraj, chciałeś mnie zabić!-odparłam ze złością w głosie
-przepraszam ale wczoraj nie byłem sobą…
-właśnie wiem- odpowiedziałam
-jestem Mike…a ty?
-Giny.
- ała czemu mnie tak boli twarz?
-masz na niej głęboką i dużą ranę od noża.
Zaczekaj chwilkę zaraz ją opatrzę.
Byłam nieufna co do niego ale postanowiłam mu pomóc bo przecież to był tylko
chłopak którego opętały złe demony więc przyniosłam spirytus i bandaż. Powoli przecierałam mu ranę
patrząc mu prosto w oczy zobaczyłam czułego i wrażliwego niebieskookiego
bruneta. Nie byłam w stanie uwierzyć że taki wrażliwy chłopak mógł zrobić coś
tak strasznego i podłego.
-Ok. skończyłam.
-dziękuję ci bardzo, myślałem że po tym co ci wczoraj zrobiłem… no wiesz
napadłem na ciebie nie będziesz chciała ze mną rozmawiać ani nawet mi pomóc…
-przestań… to tylko drobiask. Aaa dlaczego w ogóle na mnie wczoraj napadłeś? Co
się wydarzyło tamtej nocy z tobą
-dobrze że cię wczoraj nie ugryzłem..-powiedział spuszczając głowę w dół
-Czemu..?
Nagle wybiła godzina 8.00. w jednej chwili Mike popatrzył mi czule w oczy a
jego źrenice zrobiły się tak wąskie jak cieniutka kreseczka. W mgnieniu oka
uciekł a ja nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać…
Kolejnego dnia w nocy tym razem o godzinie 23.00 zobaczyłam czerwoną górę
światła w oknie w kształcie człowieka. To znowu był on i… (ciąg dalszy nastąpi,
jeśli ci się podobało napisz kom. Lub lajknij)
*Rose
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow!Epickie! Czekam na więcej! Kiedy kolejny rozdział ? Już się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuń